loader image

Bachmura: Duch Kijowa vs Duch Europy

Wykreowana przez ukraińską propagandę (w całkowicie niepejoratywnym tego słowa znaczeniu) legenda Ducha Kijowa – domniemanego asa myśliwskiego (podobno już czterokrotnego, wszakże miał zestrzelić co najmniej 20 nieprzyjacielskich samolotów!) posłużyła mi za przyczynek do napisania tego tekstu. Choć osobiście powątpiewam w samo istnienie rzeczonego Ducha Kijowa jako jednej, konkretnej osoby, to jednak pozwoliłem sobie wykorzystać te pojęcie rozumiane już nie w znaczeniu ducha jako zjawy, lecz ducha jako morale obrońców Kijowa i, szerzej, obrońców Ukrainy do poczynienia pewnej refleksji na temat rzeczonego ducha Ukrainy jak również jej mniej lub bardziej jawnych sojuszników. Zresztą nie będę definitywnie negował istnienia samej postaci, gdyż jeszcze nie dawno dużo bardziej skłonny byłem wierzyć w legendę Wyspy Węży, która okazała się być fałszem, toteż być może tu okaże się wręcz przeciwnie – lecz nie o legendach chcę tu pisać. 

Wygląda na to, że w ciągu ostatnich 8 lat naród ukraiński, w dużej mierze istniejący jedynie nominalnie, przeszedł daleką drogę zyskując nie tylko poczucie narodowej jedności, gdzie zarówno ukraińsko- jak i rosyjskojęzyczni obywatele solidarnie stają do walki z najeźdźcą, ale także zyskał nieskażonego zachodnioeuropejską dekadencją ducha walki w obronie swojej wspólnoty narodowej. U naszych wschodnich granic nie stoją tym razem emigranci socjalni, poszukujący sposobu na łatwe życie, lecz głównie matki z dziećmi szukające schronienia przed wojną. Ich mężowie i ojcowie odwożą je do granicy, by potem spełnić swój obowiązek wobec ojczyzny. Mnożą się informacje o ukraińskich pracownikach “porzucających” swoich polskich pracodawców, by udać się na Ukrainę i wstąpić do armii.  

Tymczasem w Polsce w obliczu wybuchu wojny proniemieckie media publikują defetystyczny artykuł traktujący o tym, że Polacy masowo zamierzają unikać poboru w razie gdyby podobna tragedia dotknęła Polskę. Nieco równoważą tę narrację informacje o wzmożonym zainteresowaniu służbą w Wojskach Obrony Terytorialnej, niemniej artykuł wywołuje oburzenie. I słusznie. Jednak czy nie zawiera w sobie prawdy? Owszem, ta prawda, wypowiedziana nie w porę, pogłębia jedynie demoralizację narodu, lecz nie zmienia faktu. Indoktrynowane zachodnioeuropejskim liberalizmem sukcesywnie od ‘89 roku polskie społeczeństwo rzeczywiście zatraciło poczucie wspólnoty narodowej. I nie chodzi tutaj o polityczny trybalizm i coraz bardziej rozpadającą się na pomniejsze ideologie jedność społeczno-polityczną, lecz o tryumf liberalnego kultu własnego ego, skupienia się na tym, co przynosi korzyść mi samemu, przy jednoczesnych żądaniach stawianych wspólnocie narodowej. Państwo ma mi dać prawo do… (tu wstaw, Drogi Czytelniku, dowolny postulat liberalno-lewicowy). Lecz jednocześnie ten, który stawia żądania nie poczuwa się do obowiązków wobec państwa i narodu. Tak jak upadł już praktycznie tradycyjny model rodziny, tak umiera także wspólnota narodowa przekształcając się w luźną zbiorowość jednostek posługującą się tym samym językiem.  

Z jednej strony mamy wspaniałe przykłady zaangażowania na rzecz ofiar wojny, w duchu prawdziwie chrześcijańskim. Z drugiej jednak strony widzę w dzisiejszych postawach wiele z tego ducha rewolucji liberalnej forsowanego przez środowiska tęczowej lewicy. Ducha opartego na histerii i emocjach. Podczas, gdy Ukraińcy za naszą wschodnią granicą stawiają heroiczny opór w walce o swoje państwo, w Polsce tymczasem pewne środowiska, w duchu amerykańskiego ruchu Black Lives Matter dokonują aktów solidarności z walczącą Ukrainą zmieniając język z “na Ukrainie” na “w Ukrainie” w imię walki z polskim imperializmem (sic!). Jednocześnie w swej bezkresnej ignorancji historycznej przyznają Rosji pełnię praw do Rusi deputinizując “pierogi ruskie” na rzecz sojuszniczych i braterskich “pierogów ukraińskich”. Gratulacje! Tym samym stawiamy znak równości Rosja = Ruś. A zatem, co to za państwo, ta Ukraina, która obecnie okupuje ruskie ziemie? Mam tylko nadzieję, że to kulinarne wsparcie udzielone Ukrainie zdoła zestrzelić co najmniej tyle wrogich myśliwców, co ukraińskie flagi na profilowym… 

Czytaj również: Kuczyński: Ukraina. Ostatnia bitwa Putina?

Ta histeryczna reakcja obrazuje niestety, że nasz duch bliższy jest w wielu aspektach zachodnioeuropejskiej dekadencji, niż dzisiejszej postawie Ukraińców (pytanie brzmi – jak trwałej? – jeśli jej celem końcowym jest integracja z Unią Europejską). Ukraińcy mają nad nami przewagę 8 lat walk o Donbas, które mimo niewątpliwej tragedii pozwoliły im stanąć na nogi jako naród, my zaś nie mieliśmy żadnych wydarzeń ani trwałej polityki, która pozwoliłaby nam moralnie stanąć na nogi. Nawet te nieśmiałe kroki obecnej władzy w tym kierunku, jak chociażby ostatnia próba zapanowania nad liberalną propagandą w szkołach, podjęta przez ministra Czarnka, zostaje poddana blokadzie w ramach jego własnego obozu politycznego.  

Sytuacja za naszą wschodnią granicą jasno pokazuje, że żaden sojusz nam nie pomoże, jeśli my najpierw nie pomożemy sobie sami. To nie pomoc Zachodu powstrzymuje dziś rosyjskie wojska, ale ukraiński duch i wola walki. Bez woli walki żaden Javelin nie wystrzeli. I to ten duch powinien być nam bliższy niż zachodnia cywilizacja pisania kredą po chodniku. Niestety, ale czas zdać sobie sprawę z prostego faktu, gdy jest ku temu dobra okazja – możemy pozostać w bloku zachodnioeuropejskim, jeśli zachowamy nie tylko naszą państwową suwerenność, lecz będąc także “suwerennymi ideowo”. Jeśli chcemy być zdolni w przyszłości odpierać zagrożenia, jak Ukraina dziś, musimy odrzucić demokrację liberalną i chaotyczny pluralizm idei na rzecz jednoczącej cały naród idei, która będzie mobilizowała do wysiłku na rzecz wspólnoty, kosztem własnego “ja”, jeśli zajdzie taka potrzeba, i która będzie wyznaczała nasze wartości i pryncypia. Nie da się tego zrobić jedząc “ukraińskie pierogi” i wetując ustawy wymierzone w nieskrępowaną działalność liberalnych propagandystów. Da się to zrobić wracając do cywilizacji, która przez milenium definiowała kim jesteśmy jako naród – należy to zrobić nie zważając na sprzeciw propagatorów liberalnej rewolucji.

[Grafika: pixabay.com]