loader image

Goździk: Kicz jako zjawisko społeczne i narzędzie walki politycznej

„Polityka zamieni się w kicz, miłość w pornografię, muzyka w hałas, sport w prostytucję, religia w naukę, nauka w wiarę” – fragment możemy odnaleźć w tomie zatytułowanym „Matka odchodzi” autorstwa Tadeusza Różewicza. Zbiór wydano w 1999 r. – czy w ciągu 22 lat pierwsza z przepowiedni poety zdążyła się spełnić? Często nie zdajemy sobie sprawy z tego jak bardzo, każdego dnia jesteśmy bombardowani kiczem, który ma dziś ugruntowaną pozycję, choć kojarzymy go raczej z propagandą doby radzieckiej. W niniejszym tekście chciałbym przyjrzeć się zjawisku kiczu, skupiając się na jego wykorzystaniu politycznym. By lepiej zrozumieć istotę, warto na początku nakreślić początki tego terminu a także niektóre ujęcia teoretyczne, choć kicz jest zjawiskiem bardzo pojemnym pod względem interpretacyjnym, a uchwycenie jego istoty znacznie wykracza poza ramy tego artykułu.

Pochodzenie pojęcia kiczu i podstawy teoretyczne

W drugiej połowie wieku XIX, gdy w malarstwie dominującym nurtem wciąż był estetycznie wysublimowany akademizm, za sprawą rosnących w siłę marszandów z cienia zaczęły wychodzić dzieła „artystycznych rewolucjonistów”, jak bywali określani choćby impresjoniści, a także inni odstępcy od dotychczas utartych kanonów. Obrazów kontrowersyjnych innowatorów nie dopuszczano na uznawane i cenione wystawy w Salonie Paryskim czy Królewskiej Akademii Sztuk Pięknych, dlatego ich autorzy byli zmuszeni do szukania alternatyw. Tak narodził się sojusz sztuki i handlu – przebiegli handlarze, nie bez słuszności zauważyli, że mogą skupować odrzucone dzieła, a następnie windować ich ceny, czyniąc z płócien intratną inwestycję. Zjawisko to przybliża Philip Hook w „Galerii szubrawców” – książce poświęconej meandrom profesji marszanda.

W zbliżonym okresie, w latach 70. XIX wieku, w kręgach monachijskiej szkoły malarstwa, gdzie studiowali głównie Polacy, od niemieckiego słowa Kitch zaczerpnięte zostało słowo kicz oznaczające dosłownie „zgarnianie błota”, a pozostające w użyciu do dnia dzisiejszego. Miano to nadawano obrazom, które nie mieściły się w powszechnie uznawanych kanonach piękna, będąc w istocie pozbawionymi znaczenia. Odróżnianie takowych nie stanowiło dużego wyzwania, bowiem na ogół dzieła „monachijczyków” były przez znawców cenione wysoko i prezentowały wysoki poziom warsztatowy, a przez to bez problemu znajdowały nabywców. W owym czasie kicz stanowiły zazwyczaj malowane pospiesznie pejzaże, które na ścianach swych posiadłości wieszali szybko bogacący się, pozbawieni gustu fabrykanci. Jako że nie mogli poszczycić się artystycznym wysmakowaniem, nabywali obrazy „bezpieczne”, mające na celu jedynie zamanifestowanie zamożności i statusu społecznego. Widzimy tu zaczątki zjawiska umasowienia sztuki, które po wielu dziesięcioleciach uczyni z kiczu polityczny oręż.

Choć kicz jest pojęciem wywodzącym się z języka estetyki czy sztuki, jak postaram się poniżej wykazać, z powodzeniem możemy pojęcie to zaadaptować do innych dziedzin, także do polityki, patriotyzmu czy kwestii religijnych. Precyzyjna definicja tego zjawiska jest problematyczna ale powszechne mniemanie o kiczu z reguły trafnie oddaje jego istotę, odnosząc się do brzydoty, tandety, elementów niedopasowanych, przysadzistych i nieprzemyślanych, do lichości i miernoty. Jego forma zawsze musi być prosta i jasna dla odbiorcy, kicz ma bowiem trafić do prostych instynktów i do ludzkich emocji. Dwuznaczność bądź konieczność podjęcia refleksji osłabiłby jego siłę rażenia. Zauważa się, że z punktu widzenia estetyki kicz jest zjawiskiem konserwatywnym – nie rewolucjonizuje, nie wprowadza nowych rozwiązań, nie zmienia postrzegania a jedynie obróbce poddaje to, co jest doskonale znane i powszechnie rozumiane przez masowego odbiorcę.

W literaturze zjawisko „kiczowatości” często wywodzone jest z epoki romantyzmu, w której emocje brały górę nad racjonalnością. Ma to szczególne znaczenie dla Polski, w której patriotyzm został silnie oparty na romantycznych, martyrologicznych filarach, a zależność ta jest z niekwestionowanym powodzeniem wykorzystywana przez współczesnych polityków wojujących kiczowatym orężem. Oczywiście w minionych stuleciach, zwłaszcza po upowszechnieniu prasy codziennej, tandetnych praktyk używano dość często na długo przed konkretyzacją pojęcia „kiczu”. W Polsce zjawisko to silnie oddziaływało choćby w czasach sanacyjnych, kiedy kraj zalewano niezliczonymi wizerunkami Józefa Piłsudskiego, uwiecznionymi na papierze, drewnie i w kamieniu.

Na potrzeby dalszego wywodu przydatne będą dwie definicje kiczu. W ujęciu Teodora Adorno stanowi on rodzaj fałszywej świadomości, iluzję bądź projekcję rzeczywistości, przywołującą skojarzenia z jaskinią Platona. Kicz sprowadza się tu do biernej akceptacji rzeczywistości zastanej, której odbiorca nie podejmuje pogłębionej refleksji choćby nad wszędobylską szarością i brzydotą, charakterystyczną dla czasów komunizmu – epoki bloków z betonowych płyt. Inny badacz, Abraham Moles już w tytule swojej pracy określa kicz mianem sztuki szczęścia, nazywanej inaczej „rajem dla mało wymagających”. Niejako, zgodnie z przytoczonym wyżej proroctwem Różewicza, to co prawdziwe zostało zmienione lub utracone a ludzie muszą się zadowolić marną namiastką. Zły gust zyskuje społeczne przyzwolenie i staje się naczyniem, z którego pożywia się masowy odbiorca. Moles wymienił pięć zasad, które rządzą kiczem, spośród których na naszą szczególną uwagę zasługują dwie: przeciętność (kicz musi pozostać przystępny i łatwy do zrozumienia) oraz komfort, czyli unikanie elementów nieoczywistych, trudnych w interpretacji, skłaniających do wysiłku intelektualnego.

Kicz jako narzędzie walki politycznej

Jaka jest geneza współczesnych, polskich elit? Jak doskonale wiemy, znaczna część kwiatu polskiego narodu straciła życie w czystkach i obozach – kraj został bezlitośnie obdarty z większości arystokratów ducha. Co gorsza, luka została wypełniona przez komunistycznych „zbirów i chamów”, posługując się określeniem Ryszarda Legutko. „Wszystkie klasy wyższe, które przeżyły i które dotychczas nadawały kształt życiu społecznemu – arystokracja, mieszczaństwo i inteligencja – zostały zastąpione nową kadrą ludzi znikąd, nie pozostających w żadnym poczuciu zobowiązania wobec dziedzictwa polskiego, obyczaju czy imponderabiliów” („Esej o duszy polskiej”). Jesteśmy dziś narodem, którego pochodzenie jest w większości chłopskie, a to bardzo mocno wpływa na obecną sytuację polityczną.

Politycy potrzebują skuteczności, a by ją uzyskać muszą sięgać po odpowiedni oręż. Narzędzia trafiające do mas, do których zaliczyć możemy kicz, mają w polskim społeczeństwie znacznie większą siłę przekonywania niż wysublimowane metody. Spójrzmy choćby na zainteresowanie opłacanymi ze środków publicznych, sylwestrowymi występami Zenka Martyniuka i jemu podobnych wykonawców, a następnie zestawmy to z zainteresowaniem noworocznym koncertem filharmoników wiedeńskich. Jest to trywialny przykład ale za to obrazuje prostą zależność – disco polo dobrze się sprzedaje, nie wymaga skupienia i odpowiedniego nastroju. Z propagandowego punktu widzenia stanowi zatem skuteczny sposób trafiania do elektoratu. Głosów wyborczych nie zyskuje się w Polsce, choć Polska nie jest przypadkiem odosobnionym, za sprawą kultury osobistej, elokwencji, ogłady i przyzwoitości – do mas bardziej przemawia przekaz swojski, nadawany przez ludzi podobnych do nich samych. Nie bez znaczenia pozostaje także amerykanizacja polityki i czerpanie ze Stanów Zjednoczonych wzorców, które, często nieudolnie, przenoszone są na grunt polski. Politycy stają się swego rodzaju celebrytami, których życie podlega nieustannej obserwacji i ocenie. Przeciętny wyborca jest w stanie bardzo szybko zapomnieć o wielomiliardowej aferze, kwoty o jakich mowa są bowiem dla niego trudne do wyobrażenia. Co innego skandal obyczajowy – „o tym się mówi”!

Z punktu widzenia polityków nieopłacalny wysiłek stanowi, pojmowana estetycznie, socjalizacja obywateli. Znacznie łatwiej jest nimi rządzić kiedy trzymają głowy nisko, zadowalając się fałszywą świadomością Adorno. Dożynkowa otoczka towarzyszy wiadomościom w mediach nazywanych publicznymi, uroczystościom państwowym czy lokalnym wizytom ważnych osób. Kicz doskonale trafia do wszystkich, których nie wprowadzono w arkana kultury wysokiej. Wystarczy, że jest „jakoś” – jakiś obrazek wiszący na ścianie, jakaś piosenka, jakieś wydarzenie. „Coś” ma się dziać, byle tylko głośno i często. Lekkostrawność stanowi klucz, a wystarczy zaledwie odrobinę podnieść kaloryczność produktu by cały zastęp potencjalnych odbiorców salwował się ucieczką, drżąc przed perspektywą intelektualnego wysiłku.

Kicz stanowi skuteczne narzędzie komunikacji politycznej, a politycy i partie polityczne adaptują go w taki sposób by jak najlepiej odpowiadał ich potrzebom. Każdorazowo partia bądź koalicja rządząca, po gruntowanym przeanalizowaniu swojego elektoratu, odpowiednio dobiera strategię. Aktualnie jest bardzo duże zapotrzebowanie na kicz patriotyczno-religijny, na bazie którego wytwarzana jest płaszczyzna porozumienia z wyborcami. Politycy na każdym kroku pokazują, że są do elektoratu podobni, swojscy. Nie zważają jednak na konsekwencje, które pociąga za sobą długotrwałe utrzymywanie społeczeństwa w adornowskiej projekcji rzeczywistości. Skutki stają się coraz bardziej widoczne – zobojętnienie, bierność, konserwowanie statusu quo.

Myśląc o kiczu politycznym automatycznie nasuwa się skojarzenie z państwami totalitarnymi i stosowaną w nich propagandą. Po rewolucji październikowej w Rosji pojawił się problem awangardowych artystów, malarzy, poetów czy architektów, którzy tworzyli w sposób niezrozumiały dla władzy. Kwestię tę rozstrzygnięto w latach 30., kiedy partia zarządziła, że każdy wytwór artystyczny musi być socjalistyczny w formie i treści, w odniesieniu do wytycznych Józefa Stalina. Tak narodził się socrealizm, który pomimo niewypracowania wewnętrznej spójności, stanowił doskonałe narzędzie do przekazywania programu partii za pomocą prostych, przyciągających uwagę plakatów i haseł. „Nowa rzeczywistość estetyczna odzwierciedlała coś więcej niż preferencje grupy rządzącej, czy – jak chcieli marksiści – klasy robotniczej. Wyznaczała ona kierunek zmian całości życia zbiorowego. Stworzono ją dla ludzkiej masy, gdzie nie było już żadnych zróżnicowań ani miejsca dla niczego co oryginalne, indywidualne czy tradycyjne” – pisał Ryszard Legutko w „Eseju o duszy polskiej”. Dominowała tematyka walki klas, treści antykapitalistyczne czy motywy ujarzmiania przyrody przez pracujący lud. Socrealizm wprowadzono także w Polsce, choć jego stosowanie nie było przestrzegane restrykcyjnie, dlatego z powodzeniem wykorzystywano także inne style artystyczne.

Kicz – zastosowanie praktyczne

Wydawać by się mogło, że po oswobodzeniu z komunistycznego jarzma metoda oddziaływania na obywateli przez kicz odeszła w zapomnienie. Nic bardziej mylnego – współczesne rządy z powodzeniem budują własną, sprzyjającą swoim celom, estetykę (czy raczej antyestetykę), opartą na sprawdzonych schematach zaczerpniętych z komunistycznej przeszłości. Przykłady można mnożyć w nieskończoność, a rozmaite okazje zamieniają się w festynową farsę schlebiającą najniższym ludzkim instynktom. Wspomnijmy choćby sytuację z 4 marca 2020 roku, kiedy prezydent Andrzej Duda podpisał ustawę o transporcie kolejowym, siedząc przy stole ustawionym na peronie w miasteczku Końskie. Scenka propagandowa, odegrana na zaniedbanym peronie spotkała się z potokiem drwin internautów i komentatorów. Najciekawsze nastąpiło jednak po wizycie – dla jej upamiętnienia Starostwo Powiatowe w Końskich przygotowało ekspozycję, na której wystawiono stolik, krzesło na którym zasiadał prezydent, a także długopis, którym wspomnianą ustawę podpisał. Całość uzupełniono o fotografię z 4 marca. Na peronie zamontowano natomiast pamiątkową tablicę.

Montowanie pamiątkowych tablic ugruntowało swoją pozycję jako sposób schlebiania władzy i pozyskiwania jej przychylności – kicz stosowany jest w odpowiedzi na kicz. Nie sposób zliczyć ile razy upamiętniono w ten sposób wizyty popularnych polityków, a dodać należy, że zazwyczaj okoliczności nie należały do szczególnych – choćby po wizycie prezydenta w stacji narciarskiej w Małych Cichych w 2017 roku, które to wydarzenie właściciele stacji upamiętnili rzeźbioną w drewnie tablicą. Premier tymczasem w 2020 r. doczekał się między innymi tablicy, na której czytamy: „W tym kościele w Łebczu pw. św. Marcina w niedzielę dnia 16 sierpnia 2020 r. uczestniczył we Mszy Świętej o godzinie 12 pan premier Najjaśniejszej Rzeczpospolitej Polskiej Mateusz Morawiecki. Był też gościem plebanii”. W Łążeku Garncarskim (woj. lubelskie) możemy natomiast natrafić na krzesło z napisem: „Tu siedział premier rządu IV R.P. Jarosław Kaczyński”. To tylko odosobnione przypadki – tablice upamiętniające pomniejsze wizyty fundują samorządy, urzędy wojewódzkie i kościoły. Zapewne ich suma przekroczyłaby znacznie liczbę tablic poświęconych wybitnym postaciom historycznym.

Na uwagę zasługuje także specyficzna maniera tak zwanych mediów publicznych, polegająca na przedstawianiu każdego wydarzenia czy decyzji w kategoriach sukcesu – oglądając można odnieść wrażenie, że Polska jest mocarstwem, które w ciągu kilku ostatnich lat wywalczyło swoje miejsce przy stole, na którym rozdawane są karty. Wybitnie kiczowato-propagandowy wydźwięk ma także ostentacyjne uczestnictwo polityków partii rządzącej we Mszach Świętych, a zwłaszcza epizod, który miał miejsce 16 stycznia w Starachowicach, gdzie, jak zauważył autor jednego z artykułów na ten temat („Apokalipsa wg. Kaczyńskiego”), Jarosław Kaczyński ustanowił w kościele „religię PiS”. Jego wystąpieniu nie sposób odmówić znamion „religijnego posłannictwa”, mówił o cnocie i walce ze złem. Wątpliwości budzi także gremialny udział polityków partii rządzącej we Mszach Świętych, podczas których zajmują oni pierwsze rzędy ławek.

Miejsce szczególne w dziejach polskiego kiczu zajmuje reakcja na katastrofę smoleńską, w wyniku której śmierć poniosło 96 osób, w tym prezydent Lech Kaczyński wraz z żoną. Wydarzenie to zapoczątkowało swoistą lawinę kiczu. Przy sanktuarium w Kałkowie wzniesiono stalowo-betonową makietę Tu-154M w skali 1:2,5. W drzwiach umieszczono naturalnych rozmiarów portret prezydenckiej pary, a w oknach fotografie innych poległych. Całość pomalowano na kolor biały i czerwony, a na podwozie zaadaptowano koła pochodzące od poloneza. Po katastrofie producenci okolicznościowych gadżetów postanowili „wyjść naprzeciw oczekiwaniom” klienteli i ruszyła masowa produkcja tandetnych pamiątek jak repliki Tupolewa czy reprodukcje cudownego obrazu jasnogórskiego z fragmentem maszyny. W sieci można było znaleźć gobeliny ze zdjęciem pary prezydenckiej a malarze zachwalali okolicznościowe płótna przygotowywane na specjalne zamówienie. Michał Wiśniewski z zespołu „Ich troje” skomponował utwór zatytułowany „Requiem/ Katastrofa TU-154M Smoleńsk”, w reakcji na który został on oskarżony o żerowanie na tragedii. Oczywiście nie była to jedyna muzyczna interpretacja wydarzeń – wiele z nich utrzymano w konwencji rapu.

W sieci możemy natrafić na określenie „sztuka smoleńska”, odnoszące się do szeregu artystycznych i pseudoartystycznych tworów, zazwyczaj ociekających tandetą i płytkością – twórcy prześcigali się w pomysłach, szał nie ominął plastyków, wierszokletów ani reżyserów. Dla wrocławskiej ASP wykonano artystyczny projekt 1500 puzzli, których nie da się ułożyć. Wszystkie bowiem są białe co, zgodnie z zapewnieniem autora o pseudonimie „obywatel artysta”, ma stanowić nawiązanie do białej plamy, czyli niewyjaśnionych okoliczności katastrofy. W gdańskiej Bazylice Mariackiej ustawiono pomnik ku czci ofiar autorstwa A. Renesa, który w środowisku historyków sztuki został nazwany „estetycznym koszmarem”. Prawdziwe arcydzieło kiczu smoleńskiego namalował jednak Zbigniew M. Dowgiałło – obraz „Smoleńsk”, mieszczący się w nurcie tzw. nowej ekspresji, ukazuje płonący wrak, otoczony przez uciekających w popłochu ludzi z wyrwanymi sercami. Artysta wśród inspiracji wymienił „Sąd Ostateczny” Michała Anioła, dzieła El Greco oraz Tintoretto. Pracę wyeksponowano w kościele (!) pw. Niepokalanego Poczęcia NMP w Warszawie i, choć komentarze były na ogół nieprzychylne, obraz znalazł także zagorzałych zwolenników, w tym katolickiego publicystę, T. Terlikowskiego.

W kontekście katastrofy smoleńskiej nie sposób nie wspomnieć o słynnych miesięcznicach organizowanych cyklicznie 10. dnia miesiąca, a w założeniu mających na celu upamiętnienie ofiar katastrofy. Inicjatywa początkowo szczytna, z czasem coraz bardziej staczała się w kierunku politycznej manifestacji, wielokrotnie odbywających się przy obfitej reprezentacji polityków. Comiesięczny udział w miesięcznicy stał się nieodzownym rytuałem Jarosława Kaczyńskiego – nie umknęło to uwadze komentatorów, którzy czasami określają miesięcznice mianem „politycznego znaku firmowego” prezesa Prawa i Sprawiedliwości. Mówi się także o problemie – po definitywnym zakończeniu inicjatywy pojawi się konieczność wypełnienia pustki i zagospodarowania energii, którą stali uczestnicy kumulowali przez lata. Co ciekawe, miesięcznice organizowane są nadal, a w styczniu odbyła się 129. edycja. Odnosząc się do poszczególnych przejawów około smoleńskiego kiczu trudno oprzeć się wrażeniu, że szacunek dla ofiar już dawno został zatracony.

Dla każdego coś kiczowatego

Można by sądzić, że podatność na propagandowe zakusy kiczu stanowi domenę ludzi prostych, niewykształconych, źle wychowanych i nieprzyzwoitych. Otóż nic bardziej mylnego, kicz bowiem prawdziwe spustoszenie wywołuje wśród ludzi aspirujących do elitarnego statusu. Telewizja aż kipi od tandetnych wydarzeń, pokazów czy reklam, w których celebryci urzeczywistniają swoją wizję „wysokiego statusu” bądź elitaryzmu, wpisując się nieświadomie w kategorię fałszywej świadomości. Na deskach teatrów wystawiane są pastisze, które urągają ludzkiej przyzwoitości i stanowią zaprzeczenie artyzmu. Rynek wydawniczy zalewany jest płaskimi czytadłami, które przygniatają prawdziwą literaturę umożliwiającą wewnętrzny rozwój. Sfery oddziaływania kiczu można by wymieniać bez końca.

Rzecz jasna, problem ten dotyka także, a może przede wszystkim, polityków, wśród których nie brak ludzi pozbawionych ogłady i taktu. Są oni jakby naturalnie przystosowani do schlebiania innym. Tymczasowość, ulotność – oto kategorie istotne dla człowieka, którego byt wpisany jest w czteroletnie interwały. Trzeba korzystać i nieustannie pozostawać w biegu, by nie przeoczyć żadnej okazji do konsumowania. Hot-dog doskonale zastąpi wykwintne danie, w którego przyrządzenie kucharz włożył serce.

Za sprawą okoliczności pandemicznych zyskaliśmy możliwość zajrzenia do domostw i gabinetów wielu polityków. Okazało się, że wśród tych, których trudno byłoby posądzać o głębokie życie intelektualne, zapanowała moda na gromadzenie księgozbiorów epatujących wręcz „uczonością”. Dla tych, którym zabrakło encyklopedii i innych ksiąg mierzonych „od metra”, alternatywę mogą stanowić przyozdobiona motywami książkowymi tapeta. Uwagę przyciągają także inne zastanawiające elementy wystroju – pseudoszlacheckie repliki uzbrojenia, tandetne oleodruki i ułożone bez ładu bibeloty.

Mamy w Polsce także kilka person, które kicz mają w swoim stałym repertuarze. Jednym z nich jest Janusz Palikot, który wielokrotnie organizował osobliwe happeningi, wykorzystując rozmaite rekwizyty, choćby replikę pistoletu czy puszki po piwie, które na potrzeby jednej z akcji przymocowano do krzyża, który następnie został wniesiony na scenę. Nie sposób przejść obojętnie obok wyczynów Jerzego Urbana, który szczególnie lubuje się w prymitywnych antyklerykalnych i antyreligijnych scenkach publikowanych regularnie w sieci. Często stanowią one parodię Mszy bądź rozmaitych rytuałów religijnych.

Dlaczego musimy uciec przed kiczem i miernością?

W 1929 roku została wydana praca „Bunt mas” autorstwa Jose Ortegi y Gasseta. W dziele tym autor opisywał jak umasowione społeczeństwo wkracza na terytorium kultury wysokiej i wysokiej polityki, które niegdyś były zarezerwowane wyłącznie dla wąskiego grona elit. W książce czytamy: „Masę stanowią ci wszyscy, którzy nie przypisują sobie jakichś szczególnych wartości – w dobrym tego słowa znaczeniu czy w złym – lecz czują się tacy sami jak wszyscy i wcale nad tym nie boleją, przeciwnie, znajdują [w tym] zadowolenie”. Ortega ubolewa nad tym, że władza i możliwość decydowania zostały odebrane predestynowanej do tego garstce i przekazana ludowi za sprawą mechanizmów demokratycznych, a także nad zalewem ludzi przeciętnych, którzy zdają sobie sprawę ze swojej przeciętności i „mają czelność domagać się prawa do bycia przeciętnymi i banalnymi i do narzucania tych cech wszystkim innym”. Słowa wypowiedziane przed 100 laty zupełnie nie straciły na aktualności, a wręcz przeciwnie – ich odzwierciedlenie bez trudu możemy odnaleźć w przytoczonych powyżej przykładach.

Podkreślmy raz jeszcze – kicz jest iluzją, fałszem, projekcją. Długotrwałe funkcjonowanie w takiej nie-rzeczywistości prowadzi do społecznej atrofii, zaniku form wyższych na rzecz bylejakości, prostoty i bezrefleksyjności. Stawienie oporu tym tendencjom stanowić będzie iście kontrrewolucyjny wysiłek ale jest niezbędne, jeśli pragniemy przetrwać. Zgodnie ze słowami Bertranda de Jouvenela: „Trzeba naładować masy ideami, które wracają potem jako wola ogółu” (cytat pochodzi z „Traktatu o władzy”). Potrzebujemy powrotu do źródeł, do prawdziwych wartości i inspiracji czerpanych z kultury wysokiej. Perspektywa nie jest obiecująca zarówno w Polsce jak i na świecie. W styczniowym „szturmie” na waszyngtoński Kapitol brał udział człowiek-bizon, a tymczasem w Polsce swoistą relikwią ma zostać ampułka po pierwszej dawce szczepionki. Mamy także prawdziwą relikwię drugiego stopnia w postaci samochodu Opel Vectra, którym podróżował papież Jan Paweł II. Obiekt w grudniu ubiegłego roku zamknięto w przeszklonej gablocie przed sanktuarium w Radzyminie.

Artykuł został pierwotnie opublikowany w kwartalniku “Myśl Suwerenna. Przegląd Spraw Publicznych” nr 1(3)/2021.

[Grafika: kadr z filmu “Miś”]