loader image

Trójmorze w świecie wielobiegunowym

Inicjatywa Trójmorza choć rozpoczęta w 2015 r. dość często jest mylona z przedwojenną koncepcją Międzymorza. Tak proste utożsamienie obu wizji nie koresponduje z rzeczywistością geostrategiczną. Sama idea Intermarium oparta była na koncepcjach geopolitycznych tworzonych przez takich geografów jak Eugeniusz Romer. Opierała się na założeniu, iż Polska jako kraj położony na pomoście bałtycko-czarnomorskim, rozpościerający się szeroko na Nizinie Wschodnioeuropejskiej, ma szczególne predyspozycje do integrowania wokół siebie innych narodów regionu. Było to w okresie międzywojennym szeroko związane z trendami do geostrategicznego przeciwstawiana się III Rzeszy i Związkowi Sowieckiemu. Idea Intermarium, która po śmierci Józefa Piłsudskiego ewoluowała do koncepcji Trzeciej Europy jako alternatywy do nazizmu i komunizmu, pozostała wielkim marzeniem polskiej emigracji wojennej i powojennej.

Odrodzenie koncepcji Międzymorza wśród polskich polityków głównego nurtu było widoczne w okresie pierwszych lat III Rzeczypospolitej. To wówczas na nowo zaczęto odczytywać zarówno pisma przedwojennych intelektualistów, jak i przesłanie płynące ze szpalt paryskiej „Kultury”. Niepowodzenia takich przedsięwzięć jak Inicjatywa Środkowoeuropejska, a wreszcie wybór przez Warszawę strategii euroatlantyckiej, na przeszło dwadzieścia lat wypchnął ideę Międzymorza poza główny nawias rozważań o polskiej polityce zagranicznej. Koncepcja ta powróciła na salony z początkiem prezydentury Lecha Kaczyńskiego, choć głównie w wymiarze werbalnym. Dopiero zdecydowane poparcie tej idei przez Stany Zjednoczone pozwoliło na sformułowanie nie tylko propozycji polityczno-gospodarczej (Trójmorze), ale i podjęcie konkretnych działań dyplomatycznych o szerszym oddźwięku, takich chociażby jak szczyt państw Trójmorza w Warszawie w 2017 r. z udziałem prezydenta Donalda Trumpa.

Warto w tym momencie zauważyć, że współczesna Polska w znaczeniu geograficznym i w położeniu geostrategicznym, to państwo leżące przede wszystkim w zlewisku Morza Bałtyckiego i na Nizinie Środkowoeuropejskiej. Próba zrównywania położenia III Rzeczypospolitej do jej przedwojennej poprzedniczki to wyraz historycznych sentymentów, nie zaś chłodnej analizy geopolitycznej. W tym kontekście należy przeanalizować silne i słabe punkty inicjatywy Trójmorza, która nie tylko z uwagi na ww. czynniki geograficzne, ale i na brak obecności Białorusi i Ukrainy w tym przedsięwzięciu ma inny ciężar geopolityczny. Dodatkowym czynnikiem, który wpływa na geopolityczny charakter Trójmorza ma współczesny konflikt hegemoniczny między Stanami Zjednoczonymi a Chińską Republiką Ludową.

Zmiana położenia geograficznego Polski po zakończeniu II wojny światowej, przesuwająca granice naszego kraju na Zachód, ma swoje głębokie skutki geopolityczne. Rzeczypospolita, leżąc już nie w dorzeczy Dniepru, lecz w dorzeczu Odry i Wisły, stała się krajem wyłącznie bałtyckim, nie zaś bałtycko-czarnomorskim. Głębokiemu przeobrażeniu uległa także struktura etniczna i konfesyjna obywateli RP. Te dwie fundamentalne przemiany prowadzą do zupełnie różnych uwarunkowań geopolitycznych niż w okresie międzywojennym. Powinny także prowadzić do formułowania nowych strategii polityki zagranicznej i bezpieczeństwa dostosowanych do nowego położenia geograficznego. Niestety w wielu publikacjach i wystąpieniach publicznych ciągle w naszym kraju pokutuje myślenie kategoriami przestrzennymi początku ubiegłego wieku. Zamiast koncentrować się na Morzu Bałtyckim i rozwijaniu polskiego potencjału gospodarczego przy wykorzystaniu szerokiego dostępu do morza, sporo część polskich elit politycznych i intelektualnych nadal żyje obecnością Polski w zlewisku Morza Czarnego. Bez uwzględnienia zmiany położenia geograficznego i nowych procesów geopolitycznych, nie możliwe staje się stawianie właściwych pytań strategicznych i kreśleniu nowoczesnej strategii bezpieczeństwa narodowego.

Współczesna walka o globalne przywództwo między mocarstwami jest zdominowana przez dwa procesy, które w uproszczeniu nazywamy Pułapką Tukidydesa i mechanizmem, bądź Pułapką Kindlebergera. Pierwszy z nich odnosi się do mechanizmu eskalacyjno-rywalizacyjnego między dominującym mocarstwem, światowym hegemonem, a mocarstwem wzrastającym, pretendującym do roli globalnego hegemona. Mechanizm ten, nawiązujący nazwą do starożytnego historyka, opisującego wojnę peloponeską między Atenami i Spartą, wielokrotnie prowadził w historii do dużych konfliktów o władzę w poszczególnych regionach geopolitycznych, jak i w skali globalnej (np. rywalizacja między Wielką Brytanią i III Rzeszą). Drugi proces, noszący nazwę od amerykańskiego historyka społeczno-gospodarczego, polega na stopniowym wycofywaniu się dominującego mocarstwa, gwaranta istniejącego globalnego systemu gospodarczego – z roli głównego dostarczyciela i dystrybutora dóbr publicznych. Kindleberger wskazywał na taki proces po I wojnie światowej, kiedy Wielka Brytania przestała być gwarantem systemu, opartego na handlu morskim. Współcześnie wiele rosnących mocarstw regionalnych stało się beneficjentami systemu, stworzonego po II wojnie światowej, którego gwarantem i głównym udziałowcem są Stany Zjednoczone. Wywołuje to naturalny sprzeciw wśród elit amerykańskich, które dostrzegły, że system stworzony w Breton Woods nadmiernie obciąża USA, zaś uprzywilejowuje głównego rywala Waszyngtonu, czyli Pekin. Stąd obecny proces powolnego amerykańskiego wycofywania się z głębszego angażowania się w niektórych regionach świata, kosztem koncentracji na Azji Wschodniej i Pacyfiku.

Współczesne stosunki międzynarodowe charakteryzuje tworzenie się regionalnych ośrodków siły, skoncentrowanych wokół regionalnych mocarstw lub bloków polityczno-militarnych. Jest to w zakresie mechanizmu politycznego powrót do dziewiętnastowiecznej koncepcji koncertu mocarstw i nowego podziału stref wpływów. W okresie pauzy geostrategicznej, od zakończenia zimnej wojny do połowy pierwszej dekady XXI w., przy dominacji jednego supermocarstwa, wielu analityków skazywało Rosję na margines światowej polityki, a nawet na rozpad. Postępujący jednak systematycznie ww. proces policentryzacji świata, napędzany przede wszystkim wzrastającą potęgą ChRL, zagrażający już dziś hegemonii USA, a także wewnętrzne reformy w Rosji, w tym oparcie się w polityce bezpieczeństwa na nowych nieliniowych koncepcjach wojny, pozwoliły Moskwie na ponowne włączenie się w globalną rozgrywkę o podział stref wpływów.

W powyższym kontekście procesu policentryzacji świata i tworzenia się nowej architektury bezpieczeństwa międzynarodowego istotę amerykańskiego wsparcia dla inicjatywy takiej jak Trójmorze precyzyjnie oddał George Friedman. W trakcie swojego wystąpienia w Chicago Council on Global Affairs w lutym 2015 roku stwierdził, że Międzymorze, którego filarem jest Polska, stanowi „kordon sanitarny” (cordon sanitarie), mający na celu rozdzielenie Niemiec i Rosji1. Zabezpieczenie interesów amerykańskich – wysuniętej obecności USA w znaczeniu polityczno-militarnym i gospodarczym na obszarze zachodniej Eurazji – stanowi zatem istotę aktywnego włączenia się Waszyngtonu w tę inicjatywę geopolityczną. Trójmorze jako instrument geopolityki amerykańskiej, mający na celu wywieranie nacisku na Berlin i Moskwę, może stać się narzędziem nacisków geopolitycznych skierowanych wobec obszaru postsowieckiego. W takim ujęciu Polska jako lider – planowanego przez Stany Zjednoczone – bloku państw na pomoście bałtycko-czarnomorskim staje się jednym z najbardziej agresywnie nastawionych krajów wobec Rosji, a także – co nie dla każdego tak oczywiste – także wobec Niemiec.

Należy zatem bliżej przyjrzeć się możliwościom Rzeczypospolitej w zakresie realnych możliwości kształtowania bloku państw w obszarze ABC (zlewisk Adriatyku, Bałtyku i Morza Czarnego). Po pierwsze warto zwrócić uwagę na zdolność projekcji siły państwa polskiego w regionie. I nie mam na myśli tylko i wyłącznie zdolności ekspandowania militarnego, ale także poszerzania wpływów gospodarczych, dzięki projekcji rodzimego kapitału na państwa ościenne oraz na tyle atrakcyjnego promieniowania kulturowego, zdolnego uczynić z Polski atrakcyjne centrum regionu. Jeśli chodzi o zdolności militarne, to obecnie nasz kraj ma wielkie problemy z brakiem nowoczesnej obrony powietrznej kraju, nie mówiąc o kompaktowych rozwiązaniach antydostępowych (A2/AD). To praktycznie eliminuje nas z jakiejkolwiek możliwości aktywnego, pełnoskalowego wojskowego wsparcia państw regionu. Brak skutecznego systemu eliminowania środków napadu powietrznego (lotniczego, w tym bezzałogowego, rakietowego) wystawia centra kierowania i dowodzenia państwa, obiekty infrastruktury krytycznej, bazy lotnicze, zgrupowania pancerno-zmechanizowane czy bazy rezerw materiałowych na bezpośrednie zagrożenie likwidacją, bądź paraliżem w pierwszych godzinach klasycznego konfliktu zbrojnego. Do tego można dodać brak sieciocentrycznego systemu łączności w SZ RP, brak taktyczno-operacyjnych systemów rakietowych, niskie nasycenie SZ RP nowoczesnymi środkami przeciwpancernymi, brak śmigłowców bojowych, spełniających wymogi współczesnego pola walki, brak gąsienicowych wozów bojowych piechoty, czy wreszcie niskie nasycenie Wojska Polskiego amunicją krążącą i dronami. A przecież nawet tak ograniczony geograficznie konflikt jak ten ostatni w Górskim Karabachu (27 IX – 10 XI 2020) pokazał, że bez dronów nie ma co nawet mówić o skutecznych możliwościach oddziaływania militarnego.

Osobna kwestia to wizerunek Polski wśród krajów regionu. Czy państwo, które przez ponad dwadzieścia lat nie potrafiło zadbać o bezpieczeństwo lotów najważniejszych osób w państwie jest krajem wiarygodnym, dającym rękojmię zapewnienia nie tylko własnego bezpieczeństwa, ale i sąsiadom? Katastrofy rządowego śmigłowca, samolotu wojskowego pod Mirosławcem i wreszcie katastrofa smoleńska pokazały smutny obraz indolencji aparatu państwowego RP. Kraj, który traci w trakcie pokoju w XXI wieku więcej generałów niż w okresie II wojny światowej, ma słabe możliwości oddziaływania na państwa ościenne jako gwarant ich bezpieczeństwa.

W obszarze strategicznym analizując siły i słabości naszego państwa powinniśmy właściwie zacząć od systemu planowania strategicznego, dostosowanego do wymogów trzeciej dekady XXI wieku. W mojej ocenie taki system nie istnieje. Funkcjonuje kilkadziesiąt komórek państwowych i kilkadziesiąt organizacji pozarządowych (dofinansowywanych doraźnie, bądź długofalowo przez organy państwowe), o charakterze planistycznym i analitycznym, które działają autonomicznie, niesynergicznie, w większości dublując swoją pracę. Ponadto strategiczna planistyka powinna być oparta na solidnych i długofalowych analizach systemu ładu międzynarodowego i bezpieczeństwa, czego niestety brakuje. Rządowe ośrodki analityczne poddawane ciągłym fluktuacjom i naciskom politycznym nie są w stanie dostarczać decydentom obiektywnych, często bardzo niewygodnych dla rządzących analiz. Poza tym ich zdolność predykcyjna nie wykracza praktycznie poza okres dwóch lat. Na koniec warto nadmienić, że w odróżnieniu od wszystkich czołowych państw europejskich (i nie tylko) w polskich ośrodkach państwowych nie istnieje analiza geopolityczna. Jakie to ma skutki dla percepcji strategicznej polskich decydentów pokazała najpierw wojna rosyjsko-gruzińska z 2008 r., a następnie aneksja Krymu przez Rosję w 2014 r., które „zaskoczyły” i polityków i rządowych analityków. A warto dodać, że jeszcze kilka miesięcy przed kryzysem krymskim w Białej Księdze Bezpieczeństwa Narodowego czytaliśmy, że w naszej części Europy nie grozi w najbliższym czasie większy konflikt zbrojny…

Osobną sprawą jest nasza gospodarka i zdolności oddziaływania miękkiego. Ani pod względem PKB na głowę mieszkańca, ani pod względem atrakcyjności polskiej waluty nie wyróżniamy się szczególnie na tle innych państw regionu Europy Środkowo-Wschodniej. Polska nie przoduje także wyraźnie pod względem technologicznym na pomoście bałtycko-czarnomorskim. Polskie uniwersytety nie tylko nie górują wyraźnie nad czeskimi czy węgierskimi uniwersytetami, ale warto dodać, że Uniwersytet Karola w Pradze wyprzedza i Uniwersytet Jagielloński i Uniwersytet Warszawski.

Czy polska kultura i szeroko rozumiana polskość, wraz z naszą tradycją i historią, naszymi symbolami, ideami, wartościami, narodowymi markami są powszechnie znane w państwach leżących na pomoście bałtycko-czarnomorskim? Czy język polski jest jednym z bardziej atrakcyjnych języków obcych, którego uczy się młodzież w Europie Środkowo-Wschodniej? Czy mieszkańcy tego regionu chętnie wchodzą na polskie strony internetowe, oglądają polską telewizję, słuchają polskiej muzyki, czytają polską prasę, książki? I wreszcie warto odwrócić pytania: czy w Polsce występuje szczególne zainteresowanie wśród naszych obywateli językami, kulturą, tradycją innych państw pomostu bałtycko-czarnomorskiego? Ilu i kto tak naprawdę, spośród największych piewców idei jagiellońskiej, Międzymorza/Trójmorza włada choć dwoma językami obcymi tego regionu? Ilu pisarzy, artystów i postaci z pierwszych stron gazet chorwackich, estońskich, bułgarskich, rumuńskich, węgierskich czy słoweńskich potrafi wymienić? Jakie zna strony internetowe, gazety czy książki ważne dla kultury słowackiej, litewskiej czy ukraińskiej?

Te wszystkie czynniki każą mocno sceptycznie podchodzić do perspektyw rozwoju inicjatywy Trójmorza. Szczere chęci polityków i wielu intelektualistów nie uwzględniają twardej rzeczywistości. Rzeczywistości, która wskazuje, że wspólnota wartości, celów politycznych i bliskości kulturowej obszaru pomostu bałtycko-czarnomorskiego i bałtycko-adriatyckiego jest iluzoryczna. Zaś trwający konflikt hegemoniczny i tworząca się wielobiegunowa architektura bezpieczeństwa międzynarodowego wskazuje, że państwa małej i średniej wielkości mogą łatwo stać się pionkami w grze mocarstw światowych i regionalnych.

Artykuł został pierwotnie opublikowany w kwartalniku “Myśl Suwerenna. Przegląd Spraw Publicznych” nr 2(2)/2020.

[Grafika: The Bulgarian Head of State is on a visit to Romania to take part in the Three Seas initiative summit., autor: Presidency of Bulgaria]

_______________________________

1 http://bit.ly/2tCeKIK (O „kordonie sanitarnym” od 1:07:20) [dostęp: 20.11.2020 r.]